sobota, 7 listopada 2009
Paris, mon amour
Czasem się tak zdarza, że zupełnie niespodziewanie małe odkrycia powodują wielkie zmiany. Taki na przykład spacer. Po Paryżu. Na początku listopada. Trochę deszczu, trochę słońca. Niewielki targ w XII dzielnicy. Ktoś przegląda pęczki mięty. Świeże, pachnące, zielone. Ktoś wkłada do kosza kilka pomidorów. Tam za rogiem sprzedają ostrygi i zielone karczochy. W ciasnym arabskim sklepiku mydło i powidło. Szare mydło z oliwy z oliwek, jędrna feta zanurzona w mętnej solance i skrzynki słodkich daktyli. Naprzeciwko cukiernia. Na tacach piętrzą się klejnoty z marcepana, daktyli, mąki migdałowej. Nasączone słodkim syropem, pachną i kuszą. Sprzedawcy wrzeszczą. Ludzie się przepychają. Kupujemy skrzynkę fig. Wciąż pachnących latem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
Uwielbiam atmosferę paryskich targów. Ten wybór, te koszyki w rękach kupujących, ten gwar. Mogę tam chodzić, patrzeć i chłonąć tę atmosferę godzinami. W dodatku w każdej dzielnicy targ jest trochę inny. Piękne chwile.
Wspaniałe wspomnienia. Ja lubię jeszcze paryski gwar, kolory na straganach (zwłaszcza, kiedy są wszędzie truskawki) i zapach ciepłych naleśników z pobliskiej creperie...
Może wówczas padać, być szaro i ponuro. Przecież zawsze można rozgrzać się kubkiem gorącej czekolady.
Może kiedyś uda mi się poczuć tę paryską atmosferę... :)
Podczytuję tego bloga już od kilku tygodni. Lawendowy dom - marzenie...
Paryski targ ma niepowtarzalną atmosferę, zdjęcia wspaniale ją oddają. Pozdrawiam..
Ja lubię szczególnie te mniej eleganckie. Stragany rozstawione na ulicy, czarne niańki przepychające się z dziećmi w wózkach, kilku elegancików przetrząsających sterty używanych marynarek. Maleńki sklepik, gdzie obok tandety można wygrzebać prawdziwe cuda za grosze. No i czekolada, jak pisze Liska, koniecznie z Crème Chantilly. Pozdrawiam wielbicielki paryskich targów i zapraszam do zaglądania. Wkrótce kolejne odsłony :)
Prześlij komentarz