Kilka dni na Mazurach i tyle emocji. Już podczas jazdy obserwujemy stada saren pasących się na łąkach, bardzo blisko drogi. W sumie spotykamy osiem młodych saren jednego dnia! To nawet dla mnie niebywałe doświadczenie, dotychczas widziałam te zwierzęta w naturze może dwa, trzy razy.
Kolejny dzień – wyprawa do lasu. Mazury przebudzają się z zimowego snu nieco później, niż np. Mazowsze. Nie ma jeszcze pąków na drzewach i pierwszej, wiosennej trawy. Za to bociany i żurawie spotykamy na każdym kroku.
Wyprawa do lasu. Jest pochmurno, dość zimno, wspinamy się pod górę, trafiamy na ogromną polanę, otoczoną gęstym lasem. Na skraju myśliwska ambona. Moja najstarsza córka wspina się i spostrzega stado saren pasących się jakieś trzysta metrów od nas. Cztery młode sarenki (to już w sumie 12) pasą się, a ja z młodszymi córkami podchodzę powoli nieco bliżej, by móc im się przyjrzeć. Zauważają nas i spokojnie odchodzą do lasu. „Ciekawe, jaka będzie następna przygoda?”- rzuca w leśną przestrzeń Marinka. „Nie widziałam jeszcze nigdy jelenia...”. Wracamy pod ambonę i w tej chwili z lasu wychodzi... jeleń. Zamieramy w bezruchu, wstrzymujemy oddechy, a jeleń pasie się spokojnie i nagle zaczyna biec w naszą stronę. Nasza koszmarnie pstrokata gromada próbuje stać się niewidzialna, ale zwierzę nas spostrzega. Staje jakieś 20 metrów od nas i patrzy zdziwione. Nie oddychamy, on chyba też nie, wreszcie wykonuje skok do tyłu i znika w lesie.
Kolejnego dnia spotykamy lisa i kolejne trzy sarny. Niebywały wyjazd.
Jeśli dodam do tego sok z brzozy, który pobieramy z rosnącej nad jeziorem brzozy, to muszę, przyznać, że nawet paskudna pogoda nie zepsuła nam tych mini wiosennych wakacji.
Co nam to dało?
Dzieci miały okazję bezpośredniego kontaktu z przyrodą. To lepsze od najciekawszej lekcji przyrody w szkole:) Dziewczynki mocno komentowały nasze spotkania z dzikimi zwierzętami. Z ich inicjatywy powstały rysunki oraz ku mojej radości „Dziennik obserwacji przyrody”.
Postanawiamy zainwestować w profesjonalną lornetkę do obserwacji. Dzięki temu będziemy mogli obserwować zwierzęta podczas dalszych i bliższych wypraw.
Po raz kolejny piliśmy sok z brzozy. Cała rodzina raczyła się tym specjałem.
Sok z brzozy – jak się do tego zabrać?
Najlepsze są drzewa starsze, przynajmniej dziesięcioletnie. Więcej soku dają drzewa rosnące na wilgotnych terenach. Na wysokości ok. 1 metra należy nawiercić otwór i włożyć do niego plastikową lub metalową, ok. dziesięciocentymetrową rurkę (najlepiej stal nierdzewna).
Podstawić butelkę (nasza zawisła na drzewie).
Można też wykorzystać plastikowy wężyk, a naczynie postawić na ziemi. Z jednego drzewa dziennie pobraliśmy w ciągu dnia ponad 3 l soku. Po wyjęciu rurki otwór w drzewie zależy zabezpieczyć maścią ogrodniczą lub drewnianym kołkiem.
O właściwościach soku z brzozy można znaleźć w internecie wiele informacji. Polecam chociażby to http://www.sok-z-brzozy.baza-wiedzy.com/ miejsce.
Ciekawa jestem bardzo, czy Wy także pijecie brzozowy sok i jakie macie z nim doświadczenia? Życzę Wam spokojnego wieczoru.
Ciekawa jestem bardzo, czy Wy także pijecie brzozowy sok i jakie macie z nim doświadczenia? Życzę Wam spokojnego wieczoru.
22 komentarze:
MMMM... sok z brzozy - pycha! Nigdy nie piłam takiego świeżo z drzewa. W sklepie cena dość wysoka. Sporo tego wypijałam, goszcząc na Ukrainie - sprzedawanybył w litrowych słoikach jak nasze ogórki, w bardzo atrakcyjnej cenie - to parę lat temu, nie wiem co z atrakcyjnością cenową na dzisiejszy dzień .
świetne :) ale można tak nawiercać drzewa?
Pychota! Sok z brzozy świetnym napojem jest! :) Taki z drzewa to pewnie jeszcze lepszy... będę musiała kiedyś wypróbować na "nielegalu" gdzieś ;)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie http://miabstraccion.blogspot.com/
Dziewczyny, to metoda stosowana od wieków, poczytajcie sobie, choćby w linku podanym we wpisie. Chodzi o to, żeby nie zostawiać otworów po pobraniu soku, tylko je zabezpieczyć maścią lub kołkiem :)
ja w tamtym roku pierwszy raz wierciłam w drzewie a potem piłam sok z brzozy, a tutaj foto
http://dziurka.blogspot.com/2011/04/sok-z-brzozy.html
dlaczego ja jeszcze tego nie robiłam :)
Beata na 1 foto wyglądasz jak prawdziwa agentka z tą wkrętarką :P
wiem,że brzozy to nie rusza, ale nie wygląda najlepiej...
soku spróbuję, zawsze miałam jakieś wątpliwości nieuzasadnione!
fajny rodzinny wypad, dzięki za relację, pani Beato! :)
dziki lokator z bezmeldunku
Dziki lokatorze i inni moi wątpiący czytelnicy - liczę jedynie na uzasadnione wątpliwości. Nawiercanie drzewa i pobieranie soku stosowane jest od wieków w medycynie ludowej i pozostaje bez wpływu na kondycję drzewa, oczywiście, jeśli postępuje się zgodnie z opisanymi w poście zasadami. Jakkolwiek to wygląda, staram się zapoznawać moich czytelników z wartościowymi treściami. Proszę, zapoznajcie się z tematem, zanim zostawicie komentarz.
Mój mąż już trzecią wiosnę pije sok z naszej wierzby przydomowej. I jakoś nic się z nią złego nie dzieje. U nas jednak soku trochę mniej, ale to chyba wina rurki, bo ciągle wypada, więc skorzystam z Twojego pomysłu nierdzewnej. A sok - dla mnie bez smaku, prawie jak woda.
Pozdrawiam, Asia
pyszota! a ja kiedyś pracowałam w miejscu, w którym firmowym sokiem był sok z brzozy :)
Przydałoby się jednak wspomnieć, że jest to bądź co bądź uszkadzanie drzewa, które w Polsce jest prawnie zabronione. I nie ma znaczenia, czy pozyskujemy w ten sposób zdrowy sok i czy tylko dla siebie.
Przewertowałam sobie Internet, nikt nie jest w stanie powiedzieć, czy jak nas na tym najdzie leśniczy, to nie dostaniemy mandatu. Warto mieć tego świadomość, bo jak tłum blogerek ruszy z wiertarkami do lasu, to w końcu którąś ktoś przydybie :)
Świetne :)
Zapraszam do wzięcia udziału w moim wiosennym rozdaniu ♥
Beato, jak fajnie czytać takie notki :) Choć wychowałam się na Mazurach to nie moge powiedziec ze widok jelenia mi spowszedniał, sarny widuje sie rzeczywiscie dosć czesto, ale samce tych bardziej rogatych, jeleni, danieli za każdym razem robią ogromne wrazenie.. Albo łoś - łosia widziałam tylko raz w życiu, nie sądziłam wcześniej że są tak ogromne..
Pięknie że wakacje Wam sie tak udały i naprawde ciesze sie że akurat tu :)))
Pozdrawiam z Mazur :)
PS. O soku z brzozy nie odważyłabym sie pisać, wyjdzie na to że nie ufam ludziom ale nie jestem do końca przekonana że każdy będzie dbał o zasklepienie otworów gliną..
Z drugiej strony to ciekawy i bardzo słowiański produkt spożywczy, no i pychota - to fakt
Dołączam się do wątpliwości, ale nie odnośnie kondycji nawiercanych drzew, akurat one sobie dadzą radę. Mam tylko nadzieję, że czytelnicy Pani bloga, nie ruszą lawinowo do lasu z bardzo prostej przyczyny. Oglądałam jakiś czas temu w telewizji o pozyskiwaniu soku z brzozy i takie samodzielne pobieranie soku jest karane mandatem przez straż leśna.
Pozdrawiam
Jaworska Joanna
Usagi,Monika, Joanna - nie sądzę, żeby sztab blogerek ruszyła z wiertarkami niszczyć drzewa w lesie. Ja wierzę w zdrowy rozsądek moich czytelników, nie namawiam do działań nielegalnych. Dzielę się swoim doświadczeniem. Od lat nosiłam się z zamiarem pozyskania brzozowego soku i wreszcie się do tego zabrałam. Co roku mam świeżą choinkę w domu na święta, zbieram bazie, szukam mchu na dekoracje oraz pobieram sok z brzozy. Czy niszczę przyrodę? Nie. Mech zbieram ze ścian zrujnowanej budowli, choinkę kupuję z plantacji, a sok pobieram z własnej brzozy w ogrodzie lub z działki na Mazurach. Można to zrobić na wiele sposobów - zapytać leśnika o pozwolenie, lub skorzystać z drzewa na zaprzyjaźnionej działce. Sposobów jest doprawdy wiele i wydaje mi się, że nie trzeba tego tłumaczyć. Tak, wciąż mam głębokie przeświadczenie, że ludzie działają rozumnie i oczywiście dziękuję, że dzielicie się swoimi wątpliwościami.
Pani Beato,
Chyba nie do końca zrozumiała Pani mój komentarz.
W kwestii nawiercania brzozy,napisałam, że wiem, że drzewa to nie rusza, a wygląda jak wygląda...Dla laika nienajlepiej.
Mieszkam w podarszawskim miasteczku, lasów i borów (a w nich brzózek) dostatek i od lat stosujemy te praktyki.
Wątpliwości dotyczyły samego soku z brzozy, czasem trudno do jakiegoś smaku się przekonać, mimo, że człowiek wie, że to samo zdrowie...
Pozdrawiam,
dziki lokator
PS Będę pisać konkretniej, żeby nie trzeba było ćwiczyć czytania ze zrozumieniem ;)
Chciałabym kiedyś spróbować takiego soku :)
To prawda, że nie każdy może sobie po prostu wejść do lasu i pozyskiwać sok z brzozy i warto byłoby jednak o tym wspomnieć... To dość istotna informacja :)
Kocham brzozy.Chce domu w brzozowym gaju...a sok z brzozy to magia :)
Sarny to ja akurat widuję często, ostatnio jadna chyba ciężarna upodobała sobie żerowanie na przeciwko domu moich rodziców, można ją oglądać codziennie w okolicach 11:00 :)
Lisy też mi się zdażały, jelenie niestety na żywo widziałam tylko te utrzymywane w warunkach fermowych.
A co do soku z brzozy- zainspirowałaś mnie, zamierzam w przyszłym roku spróbować
pozdrawiam
Mmmmm...uwielbiam :) Dostaję co roku od Zaprzyjaźnionego Dziadka :) Jest przepyszny :)
PS. Czekam na rabarbar i będę testować podawane u Was ciasta :)
Prześlij komentarz