
Katalońskie wspomnienia wciąż mnie nie chcą opuścić. W moim domu roi się od małych i dużych pamiątek, które wywołują wciąż nowe obrazy w mojej głowie.

Jedyny ratunek, to planowanie nowych podróży, przeglądam więc serwisy podróżnicze w poszukiwaniu okazji i tanich lotów i marzę, jeżdżąc palcem po mapie.
Crema catalana to klasyk. Pachnący subtelnie cytrusami i cynamonem, delikatny krem o konsystencji budyniu, skryty pod karmelową skorupką. Prosty i pyszny.

Crema catalana
Na 3-4 porcje
½ l mleka
ziarenka z połowy laski wanilii (ew. cukier waniliowy)
laska cynamonu
skórka otarta z połowy cytryny i z połowy pomarańczy
3 żółtka
2 łyżki cukru
2 łyżki mąki kukurydzianej (można zastąpić mąką ziemniaczaną)
gałka muszkatołowa
cukier trzcinowy do posypania
Do garnka wlać ¾ mleka, dodać wanilię, cynamon i oba rodzaje skórki. Doprowadzić do wrzenia i zdjąć z ognia. Żółtka utrzeć z cukrem na gładką, puszystą masę. Wlać gorące mleko, cały czas mieszając. Do pozostałego mleka dodać mąkę i dokładnie wymieszać. Dodać do masy żółtkowej. Całość przelać do garnka przez gęste sitko. Podgrzewać, cały czas mieszając, ale nie dopuścić do zagotowania. Masa stopniowo zacznie gęstnieć. Gdy będzie miała konsystencję przypominającą budyń, przelać ją do miseczek, odstawić do ostygnięcia i wstawić do lodówki na ok. 2 godziny.

W tym czasie krem zgęstnieje. Wyjąć go z lodówki, posypać cukrem trzcinowym, odrobiną startej świeżo gałki muszkatołowej i mocno zrumienić. Zrobiłam to w piekarniku przy włączonej funkcji grill. Kto ma, z powodzeniem może użyć palnika cukierniczego, a moi hiszpańscy znajomi niech wygrzebią z szuflad ferro per cremar. Ja nie mam i do dziś pluję sobie w brodę, że nie kupiłam w Barcelonie.

Życzę smacznego!
O rany, nie kuś. Brzmi i wygląda przepysznie. mmmmm Chyba się skuszę.
OdpowiedzUsuńHa, a czy ferro per cremar to taka okrągła żeliwna "sztaba" na długiej rączce? Tak z ciekawości pytam...
OdpowiedzUsuńzuziucha, kuszę, kuszę :)
OdpowiedzUsuńMarta, tak, a co masz? Fartuszek wysłany.
Beato smaczne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńBrzmi pysznie ;)
OdpowiedzUsuńMarzę o Katalonii! Mam nadzieję, że spełni się to już tej wiosny... :))! A jak nie, to lata, przy odwiedzinach siostry, dobrze mieć taką!
OdpowiedzUsuńCudowny!
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia Beatko:)
Och, marzy mi się by znowu pojechać do Hiszpanii.
Pozdrawiam ciepło:)
:) Bałam się, że na liście składników zobaczę cos do zdobycia tylko w Hiszpani, a tu niespodzianka :) Taki hiszpański krem brulee :) Fotki mistrzostwo jak zwykle ;)
OdpowiedzUsuńBałam się, że na liscie składników znajdzie się coś do zdobycia tylko w Hiszpanii, a tu prosze nic tylko robić ;)Taki hiszpański krem brulee ;) Super!
OdpowiedzUsuńWygląda super, trochę jak Creme Brulee, tyle, że z pominięciem pieczenia :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńślinka cieknie...mniam...
OdpowiedzUsuńczyli juz wiem co na deser:)
Ja też byłam pewna, że to creme brulee:) Pamiątki świetne, blog fantastyczny! Czy Lawendowy Dom nie był swego czasu na wnętrzowym forum GW? Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZ nieba mi spadł ten przepis. Kiedyś byłam w takiej hiszpańskiej knajpce i jako przystawkę zjadłam właśnie taki krem. Niestety zapomniałam zupełnie jak się on nazywał i nie byłam za bardzo w stanie odtworzyć tego smaku, a to wielka strata, bo smak rewelacyjny. A tu proszę znalazłam u Ciebie na blogu, wielkie dzięki!
OdpowiedzUsuńniesamowite te twoje przepisy! mniam!
OdpowiedzUsuńSłoneczna słodkość rodem z Hiszpanii. Czy podczas takiej jesiennej zimy można marzyć o czymś więcej? ;)
OdpowiedzUsuńCos pysznego - nasz ulubiony deser podczas ostatniego lata! :)
OdpowiedzUsuńoch Beata, zahipnotyzowałaś mnie Hiszpanią ;) nie wspominając o crrrrema :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle przecudne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńten przepis mnie zabił, jestem w niebie :D
OdpowiedzUsuńzapisuję sobie, ciekawe czy da radę mikrofala na funkcji grill :)
OdpowiedzUsuń