niedziela, 14 listopada 2010

Najlepsze kasztany... Pieczone





Wierzcie lub nie, ale pierwsze kasztany jadłam na placu Pigalle.
Gazetowe rożki z garścią upieczonych na żarze kasztanów. Parzą palce, rozgrzewają ciało. Sycące, lekko słodkie, pyszne.
Kupując kasztany, należy zwrócić uwagę na kilka drobiazgów. Skórka powinna być gładka i błyszcząca. Matowa oznacza, że kasztany nie są świeże, co po upieczeniu może oznaczać spore rozczarowanie. Na skorupkach widać czasami maleńkie dziurki. Uwaga! To sygnał, że kasztany są robaczywe.
Przed upieczeniem kasztany myjemy, osuszamy i nacinamy. Wysypujemy je na blachę i wsadzamy do gorącego piekarnika. My pieczemy przy włączonej funkcji grill, ok. 20 minut. Najłatwiej obiera się kasztany gorące. Zimne przywierają do skorupek i kruszą się.



Zdjęcia: Lubo Lipov

27 komentarzy:

  1. Ja mam złe wspomnienia z kasztanami. Pierwsze kupiłam w supermarkecie, jakeiś takie wysuszone, kwaskowate były po upieczeniu..

    Potem jadłam w Pradze podczas sylwestra.. takie dla mnie skrobiowo-słodkawo-ziemniaczane...

    ps. Stawka Większa Niż Życie, mój ulubiony serial dzieciństwa! Cale lato wstawałam specjalnie żeby oglądać rano:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Beatko, kasztany pieczone to dobroć sama w sobie!
    Moje pierwsze na niemieckim Weinachtsmarkcie podczas Adwentu - cudo, do tego grzane wino:)
    Pozdrawiam bardzo ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, a ja właśnie skonsumowałam pierwsze w tym roku pieczone kasztany, wrzuciłam je na kafel spoczywający na dnie piekarnika i piekły się w tym samym czasie co chleb :) Były niesamowicie słodkie, najlepsze jakie jadłam do tej pory :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszy mnie fakt, że kasztany podbijają nasz kraj. Poznałem je w pracy we Francji, gdzie serwowane je wraz z króliczkiem. Ostatnimi czasy odkrywam kasztanowe kreacje deserowe - pycha :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A mnie one nieco zemdliły ,jadłam w grudniu w Alzacji również z grzanym winkiem na Noel !Takie sobie...

    OdpowiedzUsuń
  6. niedlugo sie zaczynaja swiateczne jarmarki w De,wiec bedzie masa kasztanow na kazdym rogu,fajnie pachna,ale ja nie przepadam za nimi,choc na Twoich zdjeciach cudownie wygladaja :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Aha jeszcze sobie przypomniałam ,że zemdliło mnie po trzecim rożku ...Po prostu nie można zjeść ich za dużo ...

    OdpowiedzUsuń
  8. W jakiej temperaturze je piec?

    OdpowiedzUsuń
  9. Czyli jak to się mówi the time has come... i na mnie :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Ano właśnie, z kasztanami to jest tak, że jak dobre, to dobre, a jak złe, to sami wiecie. Dlatego trzeba uważać co się kupuje.
    nobleva, ja też uwielbiam tę ich słodycz.
    tomasz, czekam na Twoje odkrycia z niecierpliwością.
    dorotna :)))
    Ewa, piekarnik powinien być nagrzany solidnie, ja wcześniej piekłam macę w temperaturze 250 st.
    Polka, i na Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  11. bo najlepsze kasztyny sa w Paryzu. Przyznaje to z ciezkim sercem ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Pieczone kasztany nie mają konkurencji w niczym. Pamiętam jak pierwszy raz spróbowałam je jak byłam dzieckiem, na początku mi nie smakowały (o ja niemądra!), wróciłam do nich parę lat później... i to już na całego :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja jadłam pieczone kasztany tylko raz. W Lizbonie, gdzieś pomiędzy Świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem...
    I chyba na razie zostanę przy tym wspomnieniu... bo to piękne dni były...

    choć może... jednak się skuszę na własne... :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Uwielboam, chociaż kiedy robiłam je po raz pierwszy skakały po całym piekarniku!

    OdpowiedzUsuń
  15. Beata, a nacięłaś je przed pieczeniem?

    OdpowiedzUsuń
  16. mmm...od Murzyna na Barbesie, pieczone na blaszanej beczce, zawinięte w gazetę...

    OdpowiedzUsuń
  17. A ja nie jadłam nigdy;]
    nie było jakoś okazji, a najpierw trzeba zjeść dobrze zrobione by sie parać samemu;]

    OdpowiedzUsuń
  18. moje pierwsze kasztany jadłam w bardzo zimny dzień, kupione z wózka na malowniczej francuskiej uliczce, więc wzbudzasz u mnie bardzo miłe wspomnienia :) pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
  19. hmmm co do placu Pigalle to ciężko mi uwierzyć że jadłaś na nim kasztany, mieszkam we Francji i pomijając remonty które tu teraz trwają to nikt tu nie sprzedaje w rożkach kasztanów :/ co innego pod wierzą lub na Place de la Concorde :/

    OdpowiedzUsuń
  20. Drogi Anonimowy, może ciężko, ale 15 lat temu, na początku października właśnie tam pierwszy raz je jadłam. Z gazetowych rożków właśnie. Świat się zmieni, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  21. kiedyś i ja spróbuję pieczonych kasztanów.. na pewno.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja jadłam tylko tak na surowo, próbowałam ;) Pieczonych nie jadłam. Chyba musze pojechać do Francji żeby ich skosztować:)
    Pozdrowienia Beatko.

    Ps. W końcu wykorzystałam lawendę od Ciebie, wyobrażasz sobie? hehe;D Tyle czasu czekała;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Jak dla mnie troche malo przypieczone, ale pisze sie na nie ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Tak sobie czytam Wasz komentarze i nachodzi mnie myśl: z kasztanami to trochę jak z pierwszą miłością, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  25. Ja moje pierwsze kasztany jadłam w piękny, zimowy wieczór w Strasbourgu we Francji. Na Świątecznym jarmarku, popijając grzanym winkiem :)A wczoraj właśnie piekłam sobie w piekarniku,w domku i wspominałam tamten cudny wieczór :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Uwielbiam pieczone kasztany! Pierwszy raz jadłam na przedświątecznym markecie w Niemczech i zakochałam się w smaku. Jakież moje szczęście, że w Chinach też natykam się na stoiska z kasztanami. Bo nie wiem, czy kiedy przygotuję w domu też będą miały taki smak, jak na zimnym dworze, jedzone skostniałymi rękami :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Ulubiony przysmak naszej rodzinki :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz. Pamietaj, że z anonimami nie rozmawiam. Po prostu podpisz się :)